wtorek, 22 września 2015

Epilog

Pół roku później Ross i Courtney pobrali się tworząc swojemu synkowi Sylwestrowi Rossowi Lynchowi szczęśliwą i kochającą rodzinę.

Życie pozostałych bohaterów także się ułożyło…

Rydel zaczęła planować swój ślub z Ellingtonem. Natomiast on zajął się budową domu.
Allison i Vanni rywalizują o Rika, a ten nadal podrywa dziewczyny i ciągle nie może się zdecydować, którą chce.
Rocky i Alexa spotykają się lecz na ten moment nie planują nic więcej (ślubu, dzieci itd.).
Ryland i Savannah tak samo jak Rocky i Alexa spotykają się.
Laura i Andrew są szczęśliwi. Chłopak nadal nosi jej buty.
Stormie i Mark, Cheryl i George oraz Damiano i Ellen są dumni ze swoich dzieci.

--------------------------------
Witam Was serdecznie.
Tak jak widzicie w tytule - to już epilog.

Z tej okazji chciałabym podziękować Wam wszystkim, którzy chociaż raz skomentowali rozdział oraz mojej kochanej Rikeroholic za podsunięcie pomysłów <3

Od 6 października, co tydzień o 8:00 (tak jak do tej pory) w paśmie "Routney'owe Wtorki" pojawiać się będą nowe rozdziały na http://r5-pragnieniemilosci.blogspot.com. Zapraszam!

Pozdrawiam i do napisania <3

wtorek, 15 września 2015

Rozdział 10


Piątego dnia po porodzie Ross postanowił iść zobaczyć co z Courtney. Włożył dziecko do wózka i ruszył do szpitala. Złapał lekarza.
- Mogę wejść do Courtney z dzieckiem? - spytał.
- Jak najbardziej. - odpowiedział lekarz, a Ross ruszył do windy. Otworzył drzwi i wjechał wózkiem. Wyjął z niego małego i położył go na sercu Courtney.
- Przepraszam Cię za wszystko co powiedziałem, co zrobiłem… Przepraszam… - szepnął. – Kocham Cię i żałuję, że tak późno uświadomiłem to sobie… - jedna łza spłynęła po jego policzku. – Jeszcze raz przepraszam… - dodał i wziął dziecko. Włożył je powrotem do wózka i chciał wyjść, ale w tym momencie pojawił się lekarz.
- Panie Lynch, mogę na słówko? – spytał.
- Tak. – blondyn wziął wózek i opuścił z lekarzem salę, na której leży Court.
- Przyglądałem się całej tej scenie. Słyszałem dokładnie co pan mówił i stwierdziłem, że najwyższa pora wyznać panu prawdę.
- Jaką prawdę? O co tu chodzi? – zdenerwował się Ross.
- Nie pan jedyny chciał się w ten sposób pozbyć żony.
- To nie jest moja żona.
- W takim razie niech będzie matki dziecka. Panowie przychodzili do mnie i oto prosili. Ja zgadzałem się na to, ale miałem inny plan. Wprowadzaliśmy kobiety w śpiączkę wiedząc, że obudzą się po pięciu dniach. Tak samo postąpiliśmy z Courtney. Zazwyczaj tyle czasu wystarczało by mężczyźni zmieniali zdanie, tęsknili i tak dalej. Wtedy zawsze wyznawałem im prawdę i wybudzałem kobiety. Pan także dał się wkręcić, ale nawet dobrze. Przynajmniej jest pan bardziej doświadczony w opiece nad dzieckiem. – opowiedział ze śmiechem lekarz.
- To znaczy, że Courtney się obudzi i wszystko będzie dobrze? – spytał z nadzieją blondyn.
- Tak. – odpowiedział lekarz.
- Kiedy?
- Ale co kiedy?
- Kiedy się obudzi?
- Może nawet teraz. Proszę do niej iść i poczekać na mnie.
- Dobrze. – odparł Ross i wrócił z dzieckiem do Court. – Moja kochana… - pogłaskał Eaton po ręce. W tym momencie pojawił się lekarz. Ściągnął dziewczynie maseczkę tlenową, a ta zaczęła kaszleć. Po chwili otworzyła oczy i podniosła się do pozycji siedzącej.
- Rossy… - szepnęła słabym głosem.
- Jestem tu. – odpowiedział jej Lynch i mocno ścisnął jej dłoń.
- Będzie pan mógł zabrać ją do domu za jakieś trzy dni jeśli wszystko będzie dobrze. – oznajmił lekarz. – Zostawię Was samych. – odpowiedział i wyszedł. Ross wyjął dziecko z wózka i podał je Courtney.
- To jest nasz synek. – powiedziałem dumnie.
- A jak go nazwałeś? – spytała.
- Tak jak razem ustaliliśmy. Sylwester Ross Lynch.

Tymczasem w domu Lynchów zjawił się ojciec Courtney.
- O, pan Eaton. – Mark był zaskoczony. – Co pana tu sprowadza?
- Chodzi o Courtney. Słyszałem, że nie jest z nią najlepiej. – odpowiedział.
- Zapadła w śpiączkę. Ross właśnie do niej pojechał.
- A gdzie się znajduje?
- W szpitalu w LA. Mogę pana zawieźć.
- Dziękuję.
Obaj panowie ruszyli do samochodu. Po niecałych 10 minutach byli na miejscu.
- Leży w sali 208 chyba, że coś się zmieniło. Niech pan dla pewności spyta w rejestracji. – oznajmił Mark. – Muszę już jechać. – dodał.
- Dziękuję za wszystko. – odparł ojciec Courtney i poszedł do rejestracji spytać się gdzie leży jego córka.
- W sali 208. – odpowiedziała mu jedna z pań.
- Dziękuję. – ruszył do wskazanej sali. Zobaczył w niej Rossa z dzieckiem i siedzącą Court.
- Dzień dobry. – przywitał się Ross, który jako pierwszy zobaczył ojca ukochanej.
- Dzień dobry. – odpowiedział mu pan Eaton. – Jak się czuje moja córeczka? – zwrócił się do dziewczyny.
- Już dobrze. Lekarz powiedział, że za trzy dni wracam do domu.
- To świetnie. – ucieszył się. - Tylko dbaj o nią. – spojrzał się groźnym wzrokiem na blondyna. – I o mojego wnuka też.
- Będę. Obiecuję. – odparł przestraszony.
- Mam taką nadzieję.

---------------------------------
Witam Was serdecznie.
Dziś rozdział trochę dłuższy i więcej się dzieje.
Kto z Was spodziewał się takiego zwrotu akcji? I jaki fragment najbardziej się Wam podobał?
Pozdrawiam i do napisania <3
P.S. Zapraszam na mój blog (R5 - One Shoty). Pojawiło się tam nowe opowiadanie :)

wtorek, 8 września 2015

Rozdział 9

Nadszedł czas porodu Courtney. Ross zawiózł ją do szpitala na porodówkę.
- Podamy pani tutaj znieczulenie... - oznajmił lekarz i wbił dziewczynie igłę w ramię.
- Wszystko będzie dobrze... - blondyn pogłaskał Eaton po głowie. Chwycił jej dłoń i zaczął ją głaskać.
Godziny mijały a Court nadal nie urodziła.
- Niech pani prze... - kazał lekarz.
- Ale... Ja... Już... Nie... Mogę... - nie mogła złapać oddechu. W tym momencie straciła przytomność. Lynch spojrzał na nią przerażony.
- Ratujemy dziecko czy matkę? - spytał lekarz.
- Dziecko. - odpowiedział bez namysłu Ross.

Minęło 30 minut. Ross wyszedł na korytarz do swojej rodziny z synkiem na rękach.
- Przedstawiam Wam małego Sylwestra Rossa Lyncha. - pokazał rodzinie dziecko.
- Jest taki słodki... - Rydel zachwycała się małym Sylwestrem.
- A co z Courtney? - spytał nagle Riker.
- Jest nieprzytomna. Lekarz daje jej pięć dni życia. - oznajmił ze spokojem Ross.
- Cieszysz się z tego powodu? - Rik dalej pytał.
- Nie za bardzo... - westchnął młody.
- Za ile możesz zabrać małego? - wtrąciła Ryd.
- Za trzy dni.

Trzy dni później Ross zabrał synka do domu.
- Już nie płacz... Cii... - uciszał dziecko.
- Pomóc Ci? - spytała Rydel.
- Przygotuj mleko. - odparł blondyn.
- Okay. - odpowiedziała Ryd i szybko zeszła do kuchni. Przygotowała mleczko i przyniosła. - Proszę. - podała bratu butelkę. Ross nakarmił dziecko i oddał siostrze butelkę.

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 8

Ross i Courtney obudzili się wtuleni w siebie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo Was kocham. - szepnął blondyn i pocałował Court raz w usta, raz w brzuch.
- My też Cię kochamy. - odpowiedziała i przytuliła się do torsu chłopaka.
- Zostań tu, a ja przygotuję śniadanko. - oznajmił.
- Okay. - odparła i ułożyła się wygodniej. Lynch wstał, ubrał się i zszedł do kuchni. Zaczął przygotowywać śniadanie, gdy do kuchni wszedł Riker.
- Hej. - przywitał się i wyjął z lodówki jabłko.
- Hej. - rzucił Ross nawet nie odwracając głowy.
- Szykujesz śniadanko dla Courtney? - spytał Rik.
- Tak. - młody obrócił się i spojrzał na brata. - Co ja mam zrobić Rik? Wmówiłem jej, że ją kocham, a wcale tak nie jest. Chyba podpłacę lekarza by coś zrobił nie tak i Court zmarła podczas porodu. Dziecko może przeżyć.
- Rób co chcesz, tylko mnie w to nie mieszaj.
- Okay. - Ross zabrał jedzenie i wrócił do Eaton.

Tego samego dnia popołudniu Ross wybrał się do lekarza Courtney. Dał mu łapówkę i przeszczęśliwy wrócił do domu.
- Widzę, że mój skarbek jest szczęśliwy. Dlaczego? - spytała go Court od wejścia.
- To sekret. - odpowiedział i pocałował dziewczynę. „Gdybyś znała prawdę chyba byś do końca życia mnie nienawidziła...” pomyślał. 
- W takim razie to uszanuję. - Eaton uśmiechnęła się. - Chodź. Coś Ci pokażę. - pociągnęła go za rękę i posadziła na kanapie. Chwyciła zdjęcie z szafki i podsunęła je Rossowi. - To nasze dzieciątko. - oparła głowę na ramieniu chłopaka.
- Jest prześliczne... - blondyn zachwycił się.
- Wiem. - westchnęła. - Kochasz nas? - zapytała z zaskoczenia. Lynch nie wiedział co odpowiedzieć. Skłamać czy w końcu się przyznać.
- Kocham. Bardzo kocham. - jednak wybrał kłamstwo.
- A kiedy weźmiemy ślub? – spytała.
- Jak urodzisz. – odparł. Nie chciał tak szybko być raz na zawsze związany z kobietą, której nie kocha.

--------------------------
Witam Was serdecznie.
Aż ciężko uwierzyć, że to już dziś jest rozpoczęcie roku szkolnego...
A jeszcze ciężej, że do końca tego bloga zostały 2 rozdziały i Epilog (a wcale się na to nie zapowiada czytając rozdział).
Mimo iż wracam do szkoły rozdziały będą pojawiać się jak zwykle ~ co tydzień o 8:00.
Pozdrawiam i do napisania <3