wtorek, 22 września 2015

Epilog

Pół roku później Ross i Courtney pobrali się tworząc swojemu synkowi Sylwestrowi Rossowi Lynchowi szczęśliwą i kochającą rodzinę.

Życie pozostałych bohaterów także się ułożyło…

Rydel zaczęła planować swój ślub z Ellingtonem. Natomiast on zajął się budową domu.
Allison i Vanni rywalizują o Rika, a ten nadal podrywa dziewczyny i ciągle nie może się zdecydować, którą chce.
Rocky i Alexa spotykają się lecz na ten moment nie planują nic więcej (ślubu, dzieci itd.).
Ryland i Savannah tak samo jak Rocky i Alexa spotykają się.
Laura i Andrew są szczęśliwi. Chłopak nadal nosi jej buty.
Stormie i Mark, Cheryl i George oraz Damiano i Ellen są dumni ze swoich dzieci.

--------------------------------
Witam Was serdecznie.
Tak jak widzicie w tytule - to już epilog.

Z tej okazji chciałabym podziękować Wam wszystkim, którzy chociaż raz skomentowali rozdział oraz mojej kochanej Rikeroholic za podsunięcie pomysłów <3

Od 6 października, co tydzień o 8:00 (tak jak do tej pory) w paśmie "Routney'owe Wtorki" pojawiać się będą nowe rozdziały na http://r5-pragnieniemilosci.blogspot.com. Zapraszam!

Pozdrawiam i do napisania <3

wtorek, 15 września 2015

Rozdział 10


Piątego dnia po porodzie Ross postanowił iść zobaczyć co z Courtney. Włożył dziecko do wózka i ruszył do szpitala. Złapał lekarza.
- Mogę wejść do Courtney z dzieckiem? - spytał.
- Jak najbardziej. - odpowiedział lekarz, a Ross ruszył do windy. Otworzył drzwi i wjechał wózkiem. Wyjął z niego małego i położył go na sercu Courtney.
- Przepraszam Cię za wszystko co powiedziałem, co zrobiłem… Przepraszam… - szepnął. – Kocham Cię i żałuję, że tak późno uświadomiłem to sobie… - jedna łza spłynęła po jego policzku. – Jeszcze raz przepraszam… - dodał i wziął dziecko. Włożył je powrotem do wózka i chciał wyjść, ale w tym momencie pojawił się lekarz.
- Panie Lynch, mogę na słówko? – spytał.
- Tak. – blondyn wziął wózek i opuścił z lekarzem salę, na której leży Court.
- Przyglądałem się całej tej scenie. Słyszałem dokładnie co pan mówił i stwierdziłem, że najwyższa pora wyznać panu prawdę.
- Jaką prawdę? O co tu chodzi? – zdenerwował się Ross.
- Nie pan jedyny chciał się w ten sposób pozbyć żony.
- To nie jest moja żona.
- W takim razie niech będzie matki dziecka. Panowie przychodzili do mnie i oto prosili. Ja zgadzałem się na to, ale miałem inny plan. Wprowadzaliśmy kobiety w śpiączkę wiedząc, że obudzą się po pięciu dniach. Tak samo postąpiliśmy z Courtney. Zazwyczaj tyle czasu wystarczało by mężczyźni zmieniali zdanie, tęsknili i tak dalej. Wtedy zawsze wyznawałem im prawdę i wybudzałem kobiety. Pan także dał się wkręcić, ale nawet dobrze. Przynajmniej jest pan bardziej doświadczony w opiece nad dzieckiem. – opowiedział ze śmiechem lekarz.
- To znaczy, że Courtney się obudzi i wszystko będzie dobrze? – spytał z nadzieją blondyn.
- Tak. – odpowiedział lekarz.
- Kiedy?
- Ale co kiedy?
- Kiedy się obudzi?
- Może nawet teraz. Proszę do niej iść i poczekać na mnie.
- Dobrze. – odparł Ross i wrócił z dzieckiem do Court. – Moja kochana… - pogłaskał Eaton po ręce. W tym momencie pojawił się lekarz. Ściągnął dziewczynie maseczkę tlenową, a ta zaczęła kaszleć. Po chwili otworzyła oczy i podniosła się do pozycji siedzącej.
- Rossy… - szepnęła słabym głosem.
- Jestem tu. – odpowiedział jej Lynch i mocno ścisnął jej dłoń.
- Będzie pan mógł zabrać ją do domu za jakieś trzy dni jeśli wszystko będzie dobrze. – oznajmił lekarz. – Zostawię Was samych. – odpowiedział i wyszedł. Ross wyjął dziecko z wózka i podał je Courtney.
- To jest nasz synek. – powiedziałem dumnie.
- A jak go nazwałeś? – spytała.
- Tak jak razem ustaliliśmy. Sylwester Ross Lynch.

Tymczasem w domu Lynchów zjawił się ojciec Courtney.
- O, pan Eaton. – Mark był zaskoczony. – Co pana tu sprowadza?
- Chodzi o Courtney. Słyszałem, że nie jest z nią najlepiej. – odpowiedział.
- Zapadła w śpiączkę. Ross właśnie do niej pojechał.
- A gdzie się znajduje?
- W szpitalu w LA. Mogę pana zawieźć.
- Dziękuję.
Obaj panowie ruszyli do samochodu. Po niecałych 10 minutach byli na miejscu.
- Leży w sali 208 chyba, że coś się zmieniło. Niech pan dla pewności spyta w rejestracji. – oznajmił Mark. – Muszę już jechać. – dodał.
- Dziękuję za wszystko. – odparł ojciec Courtney i poszedł do rejestracji spytać się gdzie leży jego córka.
- W sali 208. – odpowiedziała mu jedna z pań.
- Dziękuję. – ruszył do wskazanej sali. Zobaczył w niej Rossa z dzieckiem i siedzącą Court.
- Dzień dobry. – przywitał się Ross, który jako pierwszy zobaczył ojca ukochanej.
- Dzień dobry. – odpowiedział mu pan Eaton. – Jak się czuje moja córeczka? – zwrócił się do dziewczyny.
- Już dobrze. Lekarz powiedział, że za trzy dni wracam do domu.
- To świetnie. – ucieszył się. - Tylko dbaj o nią. – spojrzał się groźnym wzrokiem na blondyna. – I o mojego wnuka też.
- Będę. Obiecuję. – odparł przestraszony.
- Mam taką nadzieję.

---------------------------------
Witam Was serdecznie.
Dziś rozdział trochę dłuższy i więcej się dzieje.
Kto z Was spodziewał się takiego zwrotu akcji? I jaki fragment najbardziej się Wam podobał?
Pozdrawiam i do napisania <3
P.S. Zapraszam na mój blog (R5 - One Shoty). Pojawiło się tam nowe opowiadanie :)

wtorek, 8 września 2015

Rozdział 9

Nadszedł czas porodu Courtney. Ross zawiózł ją do szpitala na porodówkę.
- Podamy pani tutaj znieczulenie... - oznajmił lekarz i wbił dziewczynie igłę w ramię.
- Wszystko będzie dobrze... - blondyn pogłaskał Eaton po głowie. Chwycił jej dłoń i zaczął ją głaskać.
Godziny mijały a Court nadal nie urodziła.
- Niech pani prze... - kazał lekarz.
- Ale... Ja... Już... Nie... Mogę... - nie mogła złapać oddechu. W tym momencie straciła przytomność. Lynch spojrzał na nią przerażony.
- Ratujemy dziecko czy matkę? - spytał lekarz.
- Dziecko. - odpowiedział bez namysłu Ross.

Minęło 30 minut. Ross wyszedł na korytarz do swojej rodziny z synkiem na rękach.
- Przedstawiam Wam małego Sylwestra Rossa Lyncha. - pokazał rodzinie dziecko.
- Jest taki słodki... - Rydel zachwycała się małym Sylwestrem.
- A co z Courtney? - spytał nagle Riker.
- Jest nieprzytomna. Lekarz daje jej pięć dni życia. - oznajmił ze spokojem Ross.
- Cieszysz się z tego powodu? - Rik dalej pytał.
- Nie za bardzo... - westchnął młody.
- Za ile możesz zabrać małego? - wtrąciła Ryd.
- Za trzy dni.

Trzy dni później Ross zabrał synka do domu.
- Już nie płacz... Cii... - uciszał dziecko.
- Pomóc Ci? - spytała Rydel.
- Przygotuj mleko. - odparł blondyn.
- Okay. - odpowiedziała Ryd i szybko zeszła do kuchni. Przygotowała mleczko i przyniosła. - Proszę. - podała bratu butelkę. Ross nakarmił dziecko i oddał siostrze butelkę.

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 8

Ross i Courtney obudzili się wtuleni w siebie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo Was kocham. - szepnął blondyn i pocałował Court raz w usta, raz w brzuch.
- My też Cię kochamy. - odpowiedziała i przytuliła się do torsu chłopaka.
- Zostań tu, a ja przygotuję śniadanko. - oznajmił.
- Okay. - odparła i ułożyła się wygodniej. Lynch wstał, ubrał się i zszedł do kuchni. Zaczął przygotowywać śniadanie, gdy do kuchni wszedł Riker.
- Hej. - przywitał się i wyjął z lodówki jabłko.
- Hej. - rzucił Ross nawet nie odwracając głowy.
- Szykujesz śniadanko dla Courtney? - spytał Rik.
- Tak. - młody obrócił się i spojrzał na brata. - Co ja mam zrobić Rik? Wmówiłem jej, że ją kocham, a wcale tak nie jest. Chyba podpłacę lekarza by coś zrobił nie tak i Court zmarła podczas porodu. Dziecko może przeżyć.
- Rób co chcesz, tylko mnie w to nie mieszaj.
- Okay. - Ross zabrał jedzenie i wrócił do Eaton.

Tego samego dnia popołudniu Ross wybrał się do lekarza Courtney. Dał mu łapówkę i przeszczęśliwy wrócił do domu.
- Widzę, że mój skarbek jest szczęśliwy. Dlaczego? - spytała go Court od wejścia.
- To sekret. - odpowiedział i pocałował dziewczynę. „Gdybyś znała prawdę chyba byś do końca życia mnie nienawidziła...” pomyślał. 
- W takim razie to uszanuję. - Eaton uśmiechnęła się. - Chodź. Coś Ci pokażę. - pociągnęła go za rękę i posadziła na kanapie. Chwyciła zdjęcie z szafki i podsunęła je Rossowi. - To nasze dzieciątko. - oparła głowę na ramieniu chłopaka.
- Jest prześliczne... - blondyn zachwycił się.
- Wiem. - westchnęła. - Kochasz nas? - zapytała z zaskoczenia. Lynch nie wiedział co odpowiedzieć. Skłamać czy w końcu się przyznać.
- Kocham. Bardzo kocham. - jednak wybrał kłamstwo.
- A kiedy weźmiemy ślub? – spytała.
- Jak urodzisz. – odparł. Nie chciał tak szybko być raz na zawsze związany z kobietą, której nie kocha.

--------------------------
Witam Was serdecznie.
Aż ciężko uwierzyć, że to już dziś jest rozpoczęcie roku szkolnego...
A jeszcze ciężej, że do końca tego bloga zostały 2 rozdziały i Epilog (a wcale się na to nie zapowiada czytając rozdział).
Mimo iż wracam do szkoły rozdziały będą pojawiać się jak zwykle ~ co tydzień o 8:00.
Pozdrawiam i do napisania <3

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 7

Minął tydzień od gali, a Courtney się nie dowiedziała o tym co powiedział Ross.
Siedzieli wszyscy razem w salonie. R5, Ryland, Courtney, Sav, Vanni, Alexa i nawet Allison. Nagle w telewizji puścili wywiad z R5 z RDMAs. Gdy doszło do momentu z Rossem, blondyn zasłonił Court widok i zakrył jej uszy.
- Ej, Rosski. Ja chciałam to zobaczyć. - udawała obrażoną. Lynch ani drgnął. Przestał jej przeszkadzać dopiero gdy program się skończył. - Dlaczego nie dałeś mi tego obejrzeć?
- Po co będziesz zawracać sobie głowę jakimiś głupotami. - odparł Ross.
- Możesz obejrzeć na YouTube. - podsunął Rik za co Ross spiorunował go wzrokiem.
- Świetny pomysł. - Courtney ruszyła do pokoju Rossa i chwyciła laptopa. Otworzyła go i przejechała palcem po touchpadzie. Ekran podświetlił się. Eaton zobaczyła e-maila blondyna do Laury.
- Czasami mam ochotę spłukać jej łeb w kiblu... - przeczytała na głos.
Pojedyncze łzy spływały po jej policzkach. Ciekawa tego co Lynch powiedział na RDMAs włączyła YouTube i wyszukała odpowiedni filmik. Po obejrzeniu z trzaskiem zamknęła laptopa i z płaczem rzuciła się na łóżko. W tym momencie do pokoju wszedł Ross. Usiadł obok leżącej Courtney i zaczął głaskać ją po plecach.
- Zostaw mnie. - warknęła wściekła i strąciła rękę blondyna ze swoich pleców.
- Court, daj mi wszystko wyjaśnić. - prosił.
- Nie ma co wyjaśniać. Jeszcze dziś się wyprowadzam. Nie pozwolę sobie na takie traktowanie i na to byś spłukał mój łeb w kiblu.
- Czytałaś moją pocztę? - spytał, a dziewczyna pokiwała głową na tak. - Jak mogłaś!? - krzyknął i uderzył ją w twarz. Wystraszona Eaton zwinęła się w kłębek. - Przepraszam. Ja... Ja nie chciałem. - Lynch chciał się usprawiedliwić.
- Zostaw mnie! - krzyknęła, a po jej twarzy zaczęły spływać jeszcze liczniejsze łzy.
- Court... Skarbie... - Ross próbował załagodzić sytuację.
- Nie mów tak do mnie.
- Kochanie... To było dawno. Ja... Ja zmieniłem zdanie. - chciał ją pocałować, ale się odsunęła.
- Już raz się na to nabrałam, więc kolejny raz tego nie zrobię.
- Czy gdybym Cię nie kochał zrobiłbym to? - zapytał i ściągnął koszulkę. - Zobacz. - pokazał jej tatuaż na wewnętrznej stronie ręki, nad łokciem.
- Serio zrobiłeś sobie tatuaż z moim imieniem i serduszkiem na końcu? - nie dowierzała.
- Serio. Jak chcesz to sprawdź. - odpowiedział, a dziewczyna delikatnie dotknęła tatuażu. - Teraz mi wierzysz, że Cię kocham? - spytał. Court pokiwała głową twierdząco. Lynch zaczął ją całować i rozbierać. Po chwili Eaton zrobiła dokładnie to samo.

Tymczasem Riker znów wybrał się na próbę z Allison, Rydel na randkę z Ellem, a Alexa, Sav i Vanni na zakupy z Rockym i Ryrym. Wariowali między sklepowymi pułkami.
- Zwolnij! - krzyknęła Alexa, która siedziała w wózku sklepowym Rocky'ego. Niestety było za późno i wjechali w piramidę ułożoną z papieru toaletowego. Cała piątka wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Nabroiłeś brat. - zaśmiał się Ryland.
- Ale nie tak jak Ross. - odparł Rocky.
- Co fakt to fakt, ale i tak musisz to posprzątać. - Ryry był szczery.
- Już się za to biorę. - Rocky odsunął koszyk i zabrał się za sprzątanie.
- Pomogę Ci. - Alexa również zaczęła układać papier na miejsce.
Po piętnastu minutach wszytko było ogarnięte, a cała piątka ruszyła dalej.

-------------------------
Witam Was serdecznie.
Jeśli lubicie Rydellington i chcecie poczytać więcej FanFiction o nich zapraszam na nowy blog Rikeroholic (http://miloscpokonawszystkieprzeszkody.blogspot.com), a jeśli nie lubicie Rydellington to... Też możecie poczytać ;)
Pozdrawiam i do napisania <3

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 6

Czas do RDMAs minął szybko. R5 ustaliło, że głównym kolorem będzie czarny.
- Nie mam co ubrać! - krzyknęła Rydel.
- Może to? - Courtney wyciągnęła z szafy Delly czarny top i tiulową różową spódnicę. Blondynka wzięła ciuchy do ręki i przyjrzała się im dokładnie.
- Cudownie. - zachwyciła się Ryd. - A teraz znajdziemy coś dla Ciebie.
- Ja już wiem co ubiorę. Czarne spodnie i czarną skórzaną kurtkę. Do tego biały top i czarne buciki na koturnie.
- A co z włosami?
- Zaplotę dwa warkocze bo obu stronach głowy i zepnę na środku. Resztę zostawię rozpuszczoną. A Ty?
- Ja... Ja uniosę sobie włoski u nasady i zwiążę gumką, a resztę tak jak ty puszczę luzem.
- Jak idą przygotowania? - zapytał Ross, który właśnie wetknął głowę w drzwi.
- Zaraz będziemy się przebierać.
- To dobrze, bo za godzinę wychodzimy. - oznajmił blondyn i wyszedł.

O 18 cały zespół razem z Courtney pojawili się na czerwonym dywanie. Zapozowali do kilku zdjęć i poszli usiąść. Punktualnie o 19 rozpoczęła się gala.
- Tylko jej nie podrywaj. - szepnęła Eaton, która była zazdrosna.
- Dobrze. - Ross cmoknął ją w policzek.
Ekipa Teen Beach 2 wyszła na scenę wręczyć nagrodę najlepszej piosenkarce.
- A wygrywa... - zaczęła Maia Mitchell.
- Ariana Grande! - oznajmili wszyscy wspólnie.
- Niestety Ariana nie mogła przyjechać, ale zostawiła dla Was wiadomość. - oznajmił Ross.

Pod koniec gali R5 wystąpiło. Ross zagrał na pianinie kawałek „Smile”. Później zaśpiewali „Let's Not Be Alone Tonight” w zmienionej wersji. Zamiast „Tonight” było „Alright”. Gdy śpiewali drugą zwrotkę Courtney wrzuciła na scenę stanik. Po występie Ross zabrał stanik i wrócił na miejsce.
- Co Ci odwaliło? - spytał dziewczynę. - Miałeś jej pilnować. - rzucił do Rylanda udając wściekłego.
- Jej nie da się upilnować. - odpowiedział mu brat.
- Przepraszam. - Court zrobiła smutną minkę.
- Już dobrze. - blondyn przytulił ją. - Oddaję. - podał jej stanik.

Po gali było małe przyjęcie. R5 siedziało przy jednym ze stolików.
- Rossy zabierz mnie do Harrego... - prosiła Rossa Courtney.
- Dobra. - wstał. - Przepraszam Was na chwilę. - chwycił dziewczynę za rękę i zaprowadził do Harrego.
- Mogę fotkę i autograf? - spytała.
- Tak. - odpowiedział Styles.
- Zrobisz nam zdjęcie? - Court podała Rossowi swój telefon i zapozowała. Blondyn szybko zrobił fotkę i oddał jej komórkę.
- Muszę wrócić do zespołu. Court bądź grzeczna. - Lynch ucałował Eaton w policzek i odszedł. Courtney opowiedziała Harremu wszystko włącznie z tym, że Ross uciekł.

Tymczasem reporterzy przyszli do stolika R5.
- Udzielicie nam krótkiego wywiadu? - zapytał jeden z nich
- Jasne. - Rydel uśmiechnęła się do kamery.
- Co powiecie na temat nowej płyty?
- Będzie to całkiem nowa muzyka... - opowiadał Riker.
- A teraz pytanie do Rossa. Czy to prawda, że umawiasz się z Courtney Eaton?
- Tak. - odpowiedział krótko.
- Kochasz ją?
- Nie. Jestem z nią tylko i wyłącznie ze względu na dziecko. - odparł.

---------------------------------
Witam Was serdecznie.
Mam specjalną niespodziankę do rozdziału ~ rysunek.
A oto on:

Pozdrawiam i do napisania <3

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 5

Tea party trwało.
- Idę tylko do toalety. - oznajmiła Courtney.
- Okay. - odpowiedziała jej Rydel.
Gdy dziewczyna wracała z toalety postanowiła przynieść więcej ciastek. Weszła do kuchni i zaczęła układać ciasteczka na talerz, gdy nagle pojawił się tam Ross.
- Hej Court. - przywitał się i nalał sobie wody do szklanki.
- Hej Ross. Ja tylko zaniosę dziewczynom ciastka i się z nimi pożegnam i już mnie nie ma. - mówiła jak katarynka. Chciała opuścić kuchnię, ale Ross chwycił ją w pasie.
- Nie musisz nigdzie iść. - szepnął jej do ucha, a następnie pocałował ją w szyję.
- Daj sobie spokój Ross. - rzuciła i ruszyła do wyjścia, ale blondyn szybkim ruchem posadził ją na stole. Zaczął ją całować namiętnie i rozbierać.
- Kocham Cię. - powiedział między pocałunkami.
- A co wy tu wyprawiacie? - Rydel stanęła w drzwiach. - Ross został biedną Courtney.
- Ja jej nie robię krzywdy. Ja pokazuje jej jak bardzo ją kocham. - oznajmił z uśmiechem.

Po tea party Ross zabrał Courtney do siebie i wytłumaczył jej wszystko. Obiecał też, że będzie ją kochał i szanował oraz poprosił by przeprowadziła się do niego. Później seksili się do rana.

Kolejne tygodnie mijały szybko i spokojnie. Pewnego popołudnia Ross dostał e-mail od Laury.

„Hej Ross.
Co tam u Ciebie słychać? Jak tam sprawa z Courtney? U mnie wszystko okay. Andrew jest kochany i nosi moje buty. Kariera idzie w dobrym kierunku. Słyszałam, że też będziesz na RDMAs w tym roku, więc może się spotkamy.
Pozdrawiam Laura.”

Ross przeczytał wiadomość i odpisał.

„Hej Laurie.
Chyba nadal mogę tak pisać? U mnie okay. Z Courtney znośnie (mimo iż jej nie kocham), ale czasami mam ochotę spłukać jej łeb w kiblu. Cieszę się, że Ci się układa. Tak. Będę na RDMAs i nie odpuszczę sobie spotkania z Tobą.
Pozdrawiam Ross.”

Kliknął wyślij i bez wyłączania komputera zamknął klapę od laptopa. Zszedł do salonu i z udawanym uśmiechem usiadł koło Courtney. Przytulił ją i szepnął do ucha „kocham”.

Tymczasem Riker poszedł na kolejną próbę z Allison. Podrywał ją jak zwykle. Na koniec udało mu się wynegocjować kolację. Ale jak to na sprytnego Rikera przystało wymyślił plan jak zaciągnąć ją do łóżka. I mu się to udało. Wrócił do domu dopiero rano.
- A Ty co taki szczęśliwy? - spytał go Rocky, który właśnie oglądał z Rylandem mecz siatkówki.
- Poderwałem tą Holker. - oznajmił najstarszy i usiadł między braci.
- Brawo dla mistrza. - zażartował Ryland.

-------------------------------------
Witam Was serdecznie.
Połowa bloga już za nami :)
Co sądzicie o dzisiejszym rozdziale? Spodziewał się ktoś takiego zwrotu akcji?
Pozdrawiam i czekam na next <3

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 4

Kolejnego ranka do LA wrócił Ross. Rozpakował się i zszedł do salonu.
- Co tu robisz? - zapytał siedzącą tam Courtney.
- Siedzę. Nie widać? - mówiła oschle.
- A nie możesz siedzieć w swoim domu?
- Nie mam swojego domu. Ojciec mnie wyrzucił, a Sav przygarnęła.
- To idź do Sav! - podniósł głos.- Zniknij raz na zawsze z mojego życia! - kolejny raz dał się ponieść emocjom.
- Dobrze, zniknę. Tylko żebyś potem tego nie żałował. - odparła i opuściła dom Lynchów. Ross położył się na kanapie i schował głowę w poduchę. Po raz pierwszy w życiu płakał.

Tymczasem Courtney przyszła do Sav.
- Kazał mi zniknąć raz na zawsze z jego życia. - oznajmiła z płaczem.
- Przykro mi. - Hudson przytuliła ją. - Zobaczysz. Jeszcze wszystko sobie przemyśli i będzie Cię błagał na kolanach.
- Masz rację. - otarła łzy w twarzy i starała się uśmiechnąć.

Do końca miesiąca Rydel i Sav nie miały ze sobą kontaktu. Dopiero w piątkowy wieczór Ryd odważyła się zadzwonić.
- Hej. Jak się trzyma Court? - spytała.
- Dobrze. - odpowiedziała Hudson. - Tea party aktualne?
- Tak. I niech Courtney też przyjdzie. Ross popada w depresje.
- Tak bardzo tęskni?
- Chyba tak. Ale nie chce się do tego przyznać.
- Postaram się ją przyprowadzić.
- Mam nadzieję, że Ci się uda.
- Ja też mam nadzieję.
- Będę kończyć, bo Ross idzie.
- Okay. Pa.
- Pa. - Ryd zakończyła połączenie.

Całą sobotę od rana Rydel szykowała ciastka na tea party. O dziwo Riker nie przyszedł podjadać. Równo o piątej dziewczyny przyszły ubrane w nowoczesne stroje wieczorowe.
- Ślicznie wyglądacie. - zachwyciła się Delly.
- Dzięki. Ty też. - odpowiedziały chóralnie.
- Courtney! - szczęśliwa blondynka przytuliła ją. - Wyglądasz kwitnąco.
- Dziękuję. - odparła. - Mam nadzieję, że Rossa nie ma w domu.
- Jest. Siedzi u siebie. Ale nie martw się. Obiecał, że się stamtąd nie wyjdzie.

-----------------------------------
Witam Was serdecznie.
Dziś rozdział krótszy niż zazwyczaj, ale mam nadzieję, że się podoba.
Pewnie nie spodziewaliście się takiego zwrotu akcji ;)
Pozdrawiam i do napisania <3
P.S. Zapraszam także na http://youlovewhoyoulove.blogspot.com.
Nowy rozdział już w czwartek ;)

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 3

Poranek dla Rossa zaczął się normalnie. Zjadł śniadanie i odczytał wiadomości od Rika z wczoraj. Nie był zbyt szczęśliwy, że Rikowi się nie udało. Wściekły wyszedł na spacer. Po drodze wpadł na Laurę.
- Hej. Co tu robisz? - zapytał.
- Hej. Gram tu koncert. A Ty? - odpowiedziała.
- Ja przyjechałem do babci w odwiedziny. Jak tam między Tobą a Andrew?
- Dobrze. A jak tam u Ciebie? Masz już kogoś?
- Nie. Ostatnio przespałem się z jedną z koleżanek Ryd.
- I co?
- Okazała się dziewczyną z poprawczaka.
- Co takiego się stało? - spytała, a Ross opowiedział jej całą historię.

Poranek u Lynchów zaczął się później niż u Rossa. Rydel kazała Courtney zrobić test ciążowy, gdyż minęły już 24 godziny.
- I jak? - spytała Delly. Dziewczyna tylko się w nią wtuliła. Blondynka wyjęła z jej ręki test i zerknęła na wynik. - Rik włącz mojego laptopa i dzwoń do Rossa przez Skype'a. - zarządziła. Brat posłusznie wykonał co kazała. - Będzie dobrze Court. - przytuliła Eaton najmocniej jak potrafiła. Zabrała brunetkę do swojego pokoju. Tam Rik już gadał z Rossem.
- Hej Ross. Courtney chce Ci coś powiedzieć. - oznajmiła blondynka.
- Co takiego? - zapytał. Delly posadziła Court naprzeciwko komputera. - Powiedz mu. - szepnęła jej do ucha.
- Będziemy mieli dziecko Ross. - oznajmiła.
- To nie możliwe! - krzyknął młody Lynch i wstał od laptopa. Przeczesał włosy i parę razy przeklął pod nosem.

Wieczór u Rossa nie był zbyt spokojny. Rodzice i babcia podczas kolacji zadawali mu setki pytań. W końcu nie wytrzymał.
- Wychodzę. - oznajmił i wyszedł z domu. Nic i nikt nie był w stanie go powstrzymać. Postanowił iść na koncert Laury. Kupił ostatni bilet i wszedł na salę. Przez dwie godziny nie przejmował się swoimi sprawami. Po koncercie poszedł do garderoby Lau.
- Hej. - przywitał się.
- Hej. - odpowiedzieli mu chóralnie Andrew i Laura.
- Muszę się komuś wygadać. - oznajmił.
- Mów. Może Ci ulży. - Andrew starał się być miłym dla Lyncha.
- Wpadłem z jedną z koleżanek Ryd. Ty Lau wiesz o kim mówię.
 - To nie za ciekawie... - westchnęła Marano.
- Ja tam myślę, że powinieneś wracać do LA i się nią zająć. - wtrącił Andrew. - Pokaż jej, że jesteś prawdziwym facetem.
- Masz rację. Wrócę tam i udowodnię im, że jestem prawdziwym facetem. - stwierdził Ross i wstał. - Dzięki. Będę leciał. - rzucił i wyszedł.

Tymczasem Rydel starała się pocieszyć Courtney.
- Zobaczysz, Ross wróci i Was pokocha. Stworzycie szczęśliwą rodzinę... - wymyślała.
- A co jeśli nie wróci? Co powiem ojcu? Gdzie będę mieszkać? - Eaton zadawała setki pytań.
- Ja Cię przygarnę dopóki Ross nie wróci. - Sav nagle pojawiła się w salonie. Usiadła z drugiej strony Court i ją objęła. - Nie martw się kochana. Masz nas.

----------------------------
Witam Was serdecznie!
Nie mam zamiaru Was zanudzać, więc piszę króciutką notkę.
To już trzeci rozdział... Nie wierzę, że ten czas tak szybko leci...
Zapraszam Was także na http://youlovewhoyoulove.blogspot.com. Nowy rozdział już w czwartek ;)
Pozdrowionka i do napisania <3

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 2

Ross i Courtney obudzili się wtuleni w siebie.
- Jak się spało? - zapytał blondyn.
- Dobrze. A Tobie?
- Też dobrze. - ucałował ją w czoło. - Może opowiesz mi coś o swojej rodzinie? O sobie? - zaproponował.
- Nie ma co wiele o tym mówić... Mama mnie zostawiła, gdy miałam dziesięć lat. Ojciec znalazł sobie nową kobietę i ma z nią syna. Ja byłam zaniedbywana więc by zwrócić na siebie uwagę podpaliłam szkołę. Skończyło się to tak, że dyrektor, dwie sprzątaczki i moja znienawidzona polonistka się spalili, a ja trafiłam do poprawczaka. - opowiadała. - Nie miałam znajomych, bo nie jem mięsa. Ojciec jednej z dziewczyn z mojej klasy był rzeźnikiem, więc jak będziesz niegrzeczny to odnowię kontakt i każę obciąć Ci głowę. - wystraszony blondyn odsunął się od niej.
- Idę robić śniadanie. - odparł szybko i wstał z łóżka. Ubrał się w ekspresowym tempie i opuścił pokój. Court leżała jeszcze chwilę, a następnie wstała. Ubrała się w to co miała i poszła do Rydel. Tam przebrała się w ciuchy na wyjście i zeszła do kuchni.
- Hej wszystkim! - przywitała się.
- Hej. - odpowiedzieli jej chórem. Usiadła tuż obok Rossa.
- Zapomniałem czegoś zrobić... - Ross szybkim krokiem wyszedł z kuchni.

Rodzice Lynchów pakowali walizki do bagażnika, kiedy podszedł do nich Ross.
- Zabierzcie mnie ze sobą do babci... - prosił jak szczeniak.
- Nie mamy dla Ciebie biletu. - powiedziała smutna Stormie.
- Może ktoś zrezygnuje... - starał się jak potrafił.
- Kochanie, zabierzmy go... - zaproponował Mark.
- Dobrze. Ross wsiadaj. - rzekła Stormie i zajęła miejsce pasażera z przodu. Ross usiadł na tylne siedzenie, a Mark włożył do bagażnika jego walizkę po czym zajął miejsce kierowcy.
- Ruszamy. - oznajmił Mark i odpalił silnik.

Na lotnisku Ross poszedł do kasy spytać się o bilet.
- Niestety nie ma już wolnych miejsc na ten lot. - powiedziała pani siedząca w okienku.
- Jak to nie ma! - krzyknął. - Chce pani być odpowiedzialna za moją śmierć!? - zapytał. - W moim domu jest psychopatka! Dziewczyna z poprawczaka! Groziła mi obcięciem głowy! - wszyscy go zignorowali. Zrezygnowany usiadł koło bramek. W pewnym momencie zauważył nieco pijanego faceta. Niezauważalnie zamienił bilet z jego kieszeni z 10$. Zadowolony z siebie dołączył do rodziców w samolocie. Dopiero gdy wystartowali Mark zapytał się go o powód tak szybkiej decyzji, że jedzie. Ross opowiedział im całą historię.
- A najgorsze jest to, że się z nią przespałem. - rzekł na zakończenie.
- Nabroiłeś synek. - rzucił Mark pół żartem pół serio.

Do domu babci dotarli w południe ich czasu. U babci był wieczór. Ross zapukał do drzwi. Po nie całych dwóch minutach babcia otworzyła je.
- Rossy! - krzyknęła szczęśliwa i mocno przytuliła blondyna.
- Babunia... - młody Lynch wtulił się w nią i zapytał szeptem. - Mogę tu zostać tak długo jak będę chciał?
- Tak.  - odparła. W tym momencie Mark i Stormie przynieśli walizki.
- Ross zabierz swój bagaż do swojego pokoju. - zarządziła Stormie. - A Ty Mark nasze do naszego. - dodała. Gdy zostały we dwie pogrążyły się w rozmowie o ciastach.

Tymczasem w domu Lynchów wszyscy włącznie z koleżankami Rydel jedli obiad. Riker cały czas odbierał smsy.
„Pozbądź się Courtney...” - pisał Ross
„Nie mogę.” - odpisał mu najstarszy.
„Wolisz brata czy obcą dziewczynę?” - spytał retorycznie.
„Dziewczynę.”
„Riker! Zabiję Cię jak tylko się spotkamy!”
„Dobrze, już dobrze. Spróbuję.”
„To się cieszę ;) Napisz później jak Ci poszło.”
Riker skończył smsować i wrócił do jedzenia obiadu.

Około czwartej zrobili sobie deser. Riker specjalnie zrobił Courtney kawę z mlekiem.
- Nie było już kawy, więc jest taka jasna... - wmówił dziewczynie.
- Nie szkodzi. Nie lubię zbyt mocnej. - odparła i upiła łyk. Od razu zrobiło się jej niedobrze i wybiegła do toalety.
- Zrobiłeś jej kawę z mlekiem? - zapytała wściekła Ryd.
- Na polecenie Rossa. - odpowiedział z uśmiechem.
- Jesteś idiotą. - prychnęła i poszła do Courtney. - Court wszystko okay? - spytała.
- Nie. Jest mi strasznie nie... - nie dokończyła, gdyż znów musiała zwymiotować. - Nie dobrze. Do tego brzuch mnie boli... - dodała gdy odruch wymiotny na chwilę osłab.
- Może zabiorę Cię do lekarza... - zaproponowała Rydel.
- Nie trzeba Delly. Już mi lepiej. - oznajmiła i otworzyła drzwi. Była blada jak ściana.
- Chcesz coś zjeść lub się napić? - pytała się troskliwie blondynka.
- Jeść. - odpowiedziała.
- Chodź do kuchni. - zarządziła blondynka i zaprowadziła Eaton do kuchni. Tam przygotowała jej bułkę z dżemem. Courtney zjadła ją ze smakiem i razem z Rydel poszła usiąść do salonu. Oglądały razem z koleżankami i Rikiem program muzyczny, gdy nagle Court zrobiło się niedobrze. Ponownie poszła wymiotować.
- Rik... - powiedziała Rydel nieco pytająco. - Co jej zrobiłeś?
- Ja nic... Może ma już pierwsze objawy ciążowe? - powiedział.
- Skoro tak twierdzisz to idź i przynieś jej test ciążowy. - wtrąciła Alexa.
- Dobrze. - odparł. - Gdyby okazało się, że mam rację to chyba byłby najgorszy czas w życiu Rossa.
- Nie gadaj już tylko idź. - Vanni wypchnęła Rika za drzwi.
- Rik może mieć rację. - westchnęła Sav i rozłożyła się na kanapie.
- Idę zerknąć co z Courtney. - oznajmiła Ryd i wstała z kanapy. Stanęła pod drzwiami toalety i ponownie zapytała się Court jak się czuje.
- Fatalnie... - tylko tyle usłyszała w odpowiedzi, bo Eaton zasłabła. Lynch usłyszała huk. Wystraszona otworzyła drzwi i zobaczyła nieprzytomną koleżankę.
- Court ocknij się. - Delly poklepała ją po twarzy. - Sav przynieś wody! Alexa i Vanni chodźcie mi pomóc! Courtney zemdlała! - krzyknęła. Dziewczyny szybko zrobiły co miały. Alexa i Vanni pomogły Rydel przenieść Courtney do salonu. Sav przyniosła szklankę wody. Po kilku minutach Eaton ocknęła się. Hudson podała jej picie.
- Co się stało? - zapytała zdezorientowana Court.
- Zasłabłaś. - odpowiedziała jej Vanni.

-----------------------------------
Witam Was serdecznie.
Mam nadzieję, że 2 rozdział się podoba ;)
Na kolejny rozdział zapraszam już za tydzień :)
Pozdrawiam i do napisania <3